Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz, gdy mi przychodzi po latach już wielu mówić o tem, jakem po raz pierwszy wjeżdżał na tę ziemię, którą moją nazwać miałem prawo, zdaje mi się, że nigdy nie potrafię uczucia tego, z jakiem na granicy u krzyża ukląkłem, opisać i wypowiedzieć. Budziła się jakaś osobliwa miłość, jakaś radość z tego związku pomiędzy tym kątem a mną — niewysłowiona. Zdawało się tu wszystko innem niż na całym świecie, lepszem i do duszy przemawiającem. Mogę to rzec śmiało, żem był jak pijany i tak szczęśliwy, że zajechawszy do Pacewicz, nie zważałem na to, co mnie tu spotykało i czekało!
Nie powiem już nic o dworze, a raczej starej chałupie, którą dzierżawca tyle tylko że podpierał, bo mając obok własną majętność, o Pacewicze nie dbał i z nich tylko co mógł wyciskał.
Miałem nadanie królewskie, o którem tu już wiedziano, ale odebrać majątek natychmiast było trudno. Tysiącznemi wykręty bronił się, albo raczej wytargować na mnie chciał dzierżawca wykup. Składał rachunki, świadczył się ludźmi, podpierał zwyczajami, tak, żem musiał, niecierpliw będąc wnijścia w posiadanie, dobrze mu się opłacić.
Brałem wprawdzie majętność znaczną, ale spustoszoną i bez żadnego inwentarza. Ten, który dzierżawcy był zdany, okazano jako wymarły i zginiony dla mnie. Sam na gospodarstwie nie mogąc tu pozostać, bo mi król na służbę nie już do Olbrachta, ale do siebie powracać kazał, musiałem szukać człowieka, któremubym Pacewicze powierzył i grosza na zagospodarowanie.
Wiedziano o tem, żem królowi służył i przy nim stał; cokolwiek mi to miru u ludzi dawało, ale karmiono mnie słowy i pokłonami, ale[1] z mieszkiem każdy się trzymał ostrożnie.

Raili mi tam zaraz ożenek w sąsiedztwie z dziewką szlachecką, która wiano miała i rodzinę, mogącą się zająć Pacewiczami, alem ja ochoty do tego nie miał, Lu-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; korekta na podstawie wydania z 1905 roku.