Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzałem nań zdziwiony.
— Dziewczyny mi żal i niepokój o nią mam taki, że bodaj w mórbym nawrócił, aby ją ocalić. Przecież ją w Krakowie nie porzucę?
Zburzony byłem i smutny tak, żem mu wyrzucać zaczął, iż w takiej godzinie o płochych jeszcze myślał rzeczach.
— Płochych! — zawołał, oczyma mnie groźnemi mierząc. — Dla mnie to nie płocha sprawa, bom do niej się sercem przywiązał całem, a ona do mnie... a gdybym ją utracić miał, życieby mi obmierzło.
Ruszyłem ramionami.
— Ale z wami o tem nie gadać! — dodał gniewnie i obrócił się do młodego Bobrka, na którego skinąwszy, poszeptawszy z nim, uspokojony już dalej jechał, snadź dowiedziawszy się czego żądał.
Tak tedy daleko było zaszło, o czem ja dopiero teraz ze smutkiem się dowiedziałem.
Nie odjął mi łask swych, ani serca Olbracht, ale nie chcąc mu posługiwać do tych pokątnych miłostek, straciłem zaufanie jego, nie zwierzał mi się już z niczem, Bobrka do tego używał, i co dawniej wielkie czynił obietnice, teraz dawał mi to czuć, iż się na nowo zasłużyć muszę.
Lubił rozmowę ze mną o rzeczach obojętnych, wiedział, że się wygadać może, bo go nie zdradzę, a ulgę mu to czyniło, gdy co miał na sercu zrzucił — lecz coraz dalej stałem od niego.
Być może, iż wpływ Kallimacha do tego się przyczyniał, a ten był coraz większy.
Wielekroć to powtarzałem, że król Kaźmirz, choć głównemi sprawy zajęty nad miarę, na które pamięcią i rozumem ledwie było w mocy ludzkiej wystarczyć, jednak i w najmniejszych drobnostkach świadomym był wszystkiego, co się synów, dworu i osób do niego należących tyczyło.