Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A że w tych skrytych wyprawach to się przebierał, to za dworzanina królewskiego podawał, zuchwałym przytem będąc, spotykały go nieraz takie niemiłe zajścia, iż ledwie uszedł cało.
Mnie się z tem wystrzegał, a dopiero gdy bieda groziła, na ratunek przyzywał.
W tych corocznych podróżach naszych, byłem już pewien, że tę nieszczęsną Włoszkę zabył, ale gdyśmy tylko do Krakowa nawracali, wnet ją miał na ustach.
Dwa lata to trwało... dawał do myślenia ten upór nadzwyczajny. Pocieszałem się tem, że dziewczę albo zbrzydnie, lub za mąż wyjdzie, lub do swoich Włoch powróci.
Inaczej się stało.
Gdyśmy drugiego roku na Wawel zawitali, a mnie wypadło nazajutrz podle domu Montelupich przechodzić, ujrzałem w progu Lenę i ażem stanął, aby się jej przypatrzeć. Zmieniła się mało, tylko rozkwitła ślicznie, wyrosła trochę, z chudości dziecinnej wyszła, a że strojna była zalotnie — oczy rwała ku sobie.
Snadź jej na niczem nie zbywało, bo i ubiór i ozdoby stroju aż do przesady miała błyszczące i obfite. Na szyi łańcuszki weneckie jak nici cieniuchne, na rączkach pierścienie, w uszach kolce, we włosach szpilki i grzebienie. Patrzała tak na ludzi z góry, pewna panowania nad niemi, oczyma szyderskiemi ich mierząc, aż dreszcze przechodziły.
Powiedziałem sobie w duchu.
— Daj Panie Boże, aby jej nie widział!
Wcalem tego świadom nie był, iż królewicz tam już miał swe drogi, ludzi ujętych i schadzki umówione.
Mnie podówczas sieroctwem mojem a nieszczęśliwą dolą matki przygnębionego, co innego zajmowało.
Patrzałem się na ten świat, który z młodości mej pamiętałem, tak mi się mieniący w oczach, iżem go nie poznawał.