Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieniędzmi i sprawami, jakieby ukończenia potrzebowały.
Pieniądze znaczne miał sobie powierzone Sliziak.
Nie wiem dlaczego, choćby się podróż taka młodemu uśmiechać była powinna, więcej mi ona trwogi czyniła niż uciechy. Nie czułem się zdolnym do rozstrzygania spraw, ani dosyć wprawnym do tego, abym surowo umiał wystąpić.
Szło głównie o to, abym widział naocznie spustoszenia o których donoszono, krnąbrnych dzierżawców i niepoczciwych rządców precz porozpędzał i co się dało odzyskał.
Pożegnanie moje z matką było bardzo czułe. Jam zawczasu prosił, aby pobłażliwą mi była, jeżeli włożonym na mnie obowiązkom nie podołam, żadnego doświadczenia nie mając.
Lecz o tem ani słuchać nie chciała. Oddalając się na czas długi, bo Sliziak zapowiadał, że się to kilku tygodniami nie obejdzie, musiałem o sobie dać znać Luchnie, a że innego nie było sposobu, wprost zajechałem z moim pocztem przed dwór Świętochny.
Od owego spotkania w ulicy i groźby wcale jej nie widziałem.
Byłaby może pieszo przychodzącego i stukającego do drzwi, wedle obietnicy precz odpędziła, lecz ją to uderzyło, żem z taką przybywał kalwakatą i dworem.
Udałem dobry humor z musu.
— Miłościwa pani — odezwałem się od progu — chociaż wiem, że się gniewacie na mnie, na dłuższy jednak czas opuszczając Kraków, miałem za obowiązek was pożegnać.
— I Luchnę, o której wiesz — dodała złośliwie — bo o mniebyś nie pamiętał.
— No i Luchnę — rzekłem spokojnie — tembardziej, że mi się jej nawet widzieć nie dostało.
— Czemużeś się nie starał o to?