Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak rozpocząłem nowy zawód mój, w imię Boże szczęśliwie. Nimeśmy z ks. Długoszem i królewiczami do Lublina wyjechali, miałem i to szczęście, żem króla widział i przekonał się, iż życzliwość jego odzyskałem.
Zobaczywszy mnie przy synach, poznał, zbliżył się, popatrzył na mnie, zapewne rozpatrując jak się zmieniłem wielce, rzekł uderzając po ramieniu.
— Wyciągnąłeś się, postarzałeś... hę? tułając po świecie. Patrzajże, abyś już więcej szukać służby obcej nie potrzebował. Chłopcom nie folguj, bo to rozpustne łotry.
Wziął potem za czuprynę Olbrachcika, rozśmiał się smutnie do nich, i szedł dalej, bo już na niego czekano.
Dziwiono się nieraz, krwi to przypisując, że Kaźmirz łowy, psy i lasy lubił bardzo, a mnie się zdało, że on więcej w nich spoczynek ten upatrywał i samotność, których był żądny, bo na Wawelu, czy gdziekolwiek był, chwili jednej wolnej nie miał.
Tak się skończył drugi okres życia mojego, jeżeli nie polepszeniem losu znacznem, to przynajmniej nadzieją jakąś, że nie zginę marnie.

KONIEC TOMU DRUGIEGO.