Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mnie to uradowało więcej niż zasmuciło, iż wistocie nie miała nic, bo ubóstwo nas do siebie zbliżało.
Obiecaliśmy tu sobie znowu wytrwać wiernie w przywiązaniu wzajemnem i cierpliwie oczekiwać szczęśliwszych chwil.
Nie wiedziała o tem Luchna, że Nawojowa matką moją była, a tego jej zwierzać nie śmiałem; napomknęła tylko z podziwieniem pewnem, że się ona wielce losem moim troszczyła, dopytywała co się ze mną działo, i sądziła, że w tem tajemnica jakiejś nienawiści tkwiła, któraby może i pochodzenie moje rozjaśnić mogła. Nie chciałem o tem z nią mówić. Rozstaliśmy się znowu nie wiedząc kiedy i jak cudem się na świecie spotkamy, ale z tą szczęśliwą wiarą młodzieńczą, że się to jednak stać musi.
Stawiłem się na dzień naznaczony ks. Długoszowi, który mi obowiązki moje wyłożył, najmniejsze nawet drobnostki przewidując, na wszelki wypadek dając instrukcye i zalecając surowość jak największą. Stawił mnie potem przed królewiczami jako pomocnika swojego i dozorcę, którego we wszystkiem słuchać byli obowiązani, a gdy nadeszła godzina spoczynku i rozrywki w podwórcach, po raz pierwszy sam z młodemi panami wyszedłem, towarzysząc do zwykłych zabaw.
Ale tego dnia byłem ja dla nich przedmiotem ciekawości i badania tak zajmującym, że o rozrywkach innych zapomnieli. Przypatrywali mi się, chodzili, zagadywali, a najśmielszy Olbrachcik pierwszy pociągnął do egzaminu. Starali się wyrozumieć, czy bardzo dla nich ciężkim będę i surowym; ja z mej strony usiłowałem okazać, że w granicach dozwolonych będę im sługą dobrym i powolnym.
Kaźmirz trzymał się najmniej okazując śmiałości na uboczu, najmłodszy był, za to najodważniejszym, a Władek najstarszy zabiegał, aby sobie moją przyjaźń i życzliwość pozyskać, zalecając mi się z jakąś niemal niewieścią pieszczotliwością.