Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy mi to Roboccy opowiadali, włosy na głowie stawały i płakać się chciało nad losem ojca.
— Cóż się z Pieniążkiem stało? — zapytałem strwożony.
— Nie dał się ująć, a może też i niebardzo z tem pośpieszono; teraz zaś, gdy z Łęczycy z nowemi przyjaciółmi w świat się puścił, sukienkę duchowną zrzuciwszy, niełatwo kto go dostanie.
Takim sposobem wiadomość otrzymawszy, gdym już we dwie mile od Boglewa był, a o prawdzie tego, co mi opowiadano, wątpić nie mógł, rozmyśleć się musiałem, co dalej czynić. Będąc sługą Pieniążków, wojewodzie mazowieckiemu w ręce wpaść bezpiecznem nie było. Posądzić mógł o jakie wspólnictwo z winowajcą, o wywiadywanie się na korzyść jego.
Do miejsca więc dotrzeć nie było sposobu, lecz do sąsiedniej wioski dostawszy się, tu dzień cały na przysłuchiwaniu się opowiadaniom spędziłem.
O niczem też więcej nie rozprawiano, a choć się różniły wieści te i ludzkie języki, jak zwykle, przerabiały je, każdy na swój sposób — jedno się przecież stale powtarzało, to jawna wina księdza, którego okolica znała jako zuchwałego i rozpasanego człowieka.
W Boglewie, jak mi mówiono, wojewoda, który do brata przywiązanym był, wszelkie zbierał dowody winy bratowej i głośno się odgrażał, że ją wedle prawa żywcem zakopać da, a współwinnemu, gdyby i do papieża przyszło z żałobą iść, nie przebaczy.
Tak nieszczęśliwe moje poselstwo sprawiwszy, nie pozostawało mi już nic, tylko do Krakowa powracać. Konie były pół żywe, więc pośpieszyć nie mogłem, a nie było też z czem, bo starosta na to, co się stało, radzić już nie byłby w mocy, i pocieszyć go nie miałem czem.
Powlokłem się więc nazad, dawszy spocząć koniom i sobie.
Drugiego dnia, gdyśmy bory przebywali, w nędznej gospodzie pod noc stanąć przyszło. Zaparta szopa