Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem. Wszystkich też win lekarskich i różnych ingredyencyj nazwiska pilno sobie zapisywałem.
Szczęściem może do izdebki mojej Welsz nie zaglądał, boby mi ta moja nauki chciwość przedwczesna, pewnie była surowo naganioną.
Mamli się przyznać? Jak z wielką bardzo gorącością garnąłem się do mistrza tego i do źródła, tak teraz, po miesiącach niewielu ogarnęło mnie znużenie i zniechęcenie nad wyraz wszelki.
Życie mi zbrzydło, tęsknota nękała; czułem, że do tego chleba i powołania chyba stworzony nie byłem, albo droga, którą szedłem, nie przystała mi.
Patrzałem chciwie na księgi, których mi tknąć nie było wolno, tak jak spragniony spogląda w studnię, gdy z niej zaczerpnąć nie może; mówiłem sobie: Kiedyż się to skończy?
Welsz nie zważał na mnie, ja pytać go nie śmiałem.
Całą pociechą moją było, gdy w godzinach wolnych na miasto się wyrwawszy, szczęśliwym trafem albo Zadorę lub Maryanka, czy kogo z dawnych towarzyszów mogłem napotkać. Dopóki zima trwała, do malarza Wielkiego chodziłem przypatrywać się jego robocie i z nim pogawędzić, ale z wiosną począł znową na zamku pracować, a tam przystęp mi był wzbroniony.
Ci, co mnie dawniej wesołym a ciekawym wszystkiego znali, z trudnością teraz w znękanym i milczącym poznać mogli.
Przychodziło do tego, żem z ropaczy rozmyślał porzucić mistrza i w świat gdzieś iść! ale dokąd?
Nie zawsze nawet moich dawnych towarzyszów mogłem spotykać, bo król, królowa, dwór przenosili się z miejsca na miejsce, zamek pustoszał na czas.
Wiosna przyszła i lato, a mnie to brzemię życia nowego coraz mocniej dolegało. Czułem to dobrze teraz, że czy urodzony byłem do innego zawodu, czy nawykłem od dzieciństwa do ruchawszego między lu-