Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Enfrogine, deopilationis i t. p. Pouczyłem się ich nazwisk tylko. Welsz widział we mnie sługę, ale ucznia znać nie chciał jeszcze.
Sądząc, iż próbował mnie w ten sposób, cierpliwy byłem.
Część też dnia, gdy doktora nie było w domu, miałem wolną; ale gdybym i chciał był zajrzeć do ksiąg jego, a sam próbować się nieco oświecić, zakazanem mi to było tak surowo, iż nie ważyłem się tknąć żadnej.
Welsz mało na mnie patrzał, mniej mówił jeszcze, dawał rozkazy, doglądał ich spełnienia, naganił często, nie pochwalił nigdy.
Wszystko to cierpieć musiałem, bom w nim ufność miał, że gdy godzina moja wybije do przybytku mnie dopuści.
Na to się jednak nie zanosiło wcale.
Życie pędziłem smutne. Po roztargnieniu jakie na dworze każdy dzień przynosił, towarzystwie młodzieży wesołej, wygodach jakie mieliśmy, tu niemal zakonne panowało milczenie, post i ubóstwo. Ale jakżem ja się na to mógł uskarżać, gdy sam Welsz tak samo żył kaszą, rybą, cienkiem piwem i mleczywem a chlebem czerstwym i czarnym?
Co z jego wiktu zbywało szło dopiero na mnie, a tylko gdy Welsz w kollegium nie obiadował, oddawano mi porcyę jego.
Grosza cokolwiek mając, ratowałem się od głodu, od przekupek sobie coś przynosząc.
Za całą zabawę mi służyło, gdym podchwyciwszy jakiś przepis, ukradkiem mógł spróbować, medykament jaki sam przygotować. Tak naprzód ów najfundamentelniejszy wszystkich cyrulików wyrób: Emplastrum de lapide calaminaris, od jednego z nich, zapłaciwszy mu w sekrecie się nauczyłem robić.
Drugi mi sprzedał sekret wielce skutecznej: Cervarii; ale z tem przed Welszem się ukrywać musia-