Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie oczy, gdy trupa wleczono, a w koło niego, co najgorsi z pospólstwa, biegli, błotem ciskając, plwając i naigrawając się.
— Ot tobie! masz za swe — zbójco!
Nie dosyć było jeszcze na tem tłumowi pijanemu, bo pewnie połowa zbójów nie była przy zmysłach. Gdzie po drodze browar i szynk się trafił, chwytali konwie i pili. Wynoszono im ze strachu.
Około wieży cały obóz się położył, oblegając ją, choć księża wyszli, wzywając do opamiętania. Nie pomogło nic, żartowano jeszcze z nich bezwstydnie.
Do godziny piątej rano ciągle łamano drzwi żelazem okute, które się im opierały; a gdy się znużyli potem, nie ustąpili z miejsca i straż stała ciągle.
Secygniowskiemu, który oknem wyglądał, zapowiadano ten los, jaki przyjaciela jego spotkał.
Nazajutrz przez cały dzień, choć już szturmów przypuszczać poprzestano, oblężenie nie ustawało... aż rajcy się w to wdali, przyszli sami, i bezpieczeństwo życia poręczając, zabrali ich z sobą pod strażą na ratusz, zkąd trzeciego dnia zagodziwszy jako tako wypuszczono.
Szczęściem dla Jana, któregom ja u Krzaczkowej schował, nie opatrzono się wcześniej iż go na wieży nie było; sądzono, że z Melsztyńskim i Secygniowskim razem się tam ukrywa. Ja tymczasem w ulicę śmiało wyszedłszy, rozpatrywałem się.
Jeszcze raz starej gospodyni zaleciwszy, aby go bezemnie nie śmiała wypuszczać, pobiegłem do blizkiego narożnego domu kanonicznego, który natenczas już pod zamkiem trzymał jeszcze ks. Jan Długosz starszy.
Znałem go dawno, że serce miał litościwe, a oprócz tego Tęczyńskim sprzyjał. Byłem pewnym, że go zastanę na nogach, na modlitwie może, bo nocy tej mało kto w mieście spał. Obawiano się wszystkiego. Dzwon na wieży u Panny Maryi ciągle na gwałt jęczał.