Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dopiero nadciągający jacyś zbrojni zmusili napastników do ucieczki.
Zadory pachołek opowiadał, że widział tego samego obrosłego starca, który na popasie się z nami spotkał. Sliziak więc to był ze swoją jakąś gromadą, który się tak zawziął na mnie.
Tym razem jednak niebezpieczeństwo zdawało się zażegnane zwróciliśmy pożyczoną odzież Dzierżkowi, i tak się moja szczęśliwa przygoda skończyła.
Nazajutrz rano stanęliśmy w Krakowie, a ja jakom był z konia zsiadłszy ledwie, wprost poszedłem do kościoła Panu Bogu dziękować.
Króla podówczas na zamku nie było, wyjechał na łowy, królowa tylko sama. Miałem czas wypocząć dobrze, a potrzebowałem wczasu tego, bo dopiero gdym się uczuł bezpiecznym, musiałem ledz na łóżku i odchorować. Choróbsko jakby czekało na to, chwyciło mnie dopiero w Krakowie tak, żem leżał bezprzytomny w gorączce i musieli mnie pilnować i trzymać, bom się zrywał jak opętany.
W tej chorobie mojej doświadczyłem tego, co mi się nieraz w życiu potwierdziło, że człowiek przywiązuje do tego, komu wyświadczyć mógł dobrodziejstwo, więcej może niż ten, któremu ono było wyświadczone, do swojego dobroczyńcy. Tak ten Zadora a z nim Maryanek, którzy wprzódy dosyć bywali dla mnie obojętni, teraz gdym z ich łaski swobodę odzyskał, jak rodzeni bracia przystali do mnie. Pilnowali mnie z kolei, lekarza królewskiego przywoływali, poili, karmili, czuwali. Nigdym przez nikogo tak pielęgnowanym nie był. Wdzięczność też im wiekuistą poprzysiągłem.
Króla po powrocie zaraz widzieć nie mogłem, a wkrótce potem, gdy mnie choroba powaliła, on do Prus jechać musiał i tak się ściągnęło do jesieni.
Wstawszy potem, choć siły odzyskiwałem, nierychło mi one powróciły. Włosy mi wypełzły z głowy, które choć potem odzyskałem w części, ale już