Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

one nigdy takie bujne jak przedtem nie były. W sobie też samym na duszy czułem wielką odmianę. Dawna młodzieńcza buta i odwaga, owo śmiałe patrzenie na świat, nadzieje jakieś wielkie przyszłości, losów świetnych, wszystko gdzieś w chorobie wywietrzało. Pobożność cicha i potrzeba żywota spokojnego. Do rycerstwa już zbytniej nie miałem ochoty. Jednegom pragnął, aby mi król dozwolił z łaski swej zostać przy sobie, a cobykolwiek mi nakazał i przeznaczył, pragnąłem spełnić, bylem mu służył i pod jego opieką mógł się tulić. Jawnem to było dla mnie, że byli tacy, co mnie ze świata sprzątnąć chcieli, którym ja zawadzałem, a nie mogąc trzymać w niewoli, gotowi byli i życia pozbawić. Ta groźba nademną ciągła, ta obawa podstępu, zasadzki nowej, czyniły mnie nieśmiałym i trwożnym. Przez czas długi prawie nie wychodziłem z zamku, a gdym się potem ważył do ks. Jana Kantego, którego widzieć pragnąłem bardzo, zmówiłem się z Zadorą, aby mi do kollegium towarzyszył i z powrotem zabrał.
Rozkaz króla spełniając, gdym przed moim dawnym opiekunem stanął całując go po rękach, a on mnie dopytywać zaczął, co się zemną działo, że tak wynędzniałego i schorzałego widział — nie powiedziałem mu więcej nic nad to, że ciężką przebyłem chorobę.
Później dopiero ośmieliłem się wyznać przed nim, że król mi nakazał milczeć o tem, co mnie spotkało. Ale święty mąż bodaj nie potrzebował słów, czytał on na wskroś w człowieku. Nie dopytywał mnie więcej o nic, tylko o stan mojej duszy, a potem błogosławił i kazał mieć w Bogu nadzieję.
W Krakowie mało co znalazłem zmienionem. Spodziewałem się zawsze, iż ze śmiercią kardynała, który królowi nieprzyjaciół przyczyniał, serca się nawrócą ku niemu. Znalazłem w duchowieństwie i u panów tę samą niechęć co dawniej. Wyrzucano mu