Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postanowiwszy wprost się udać na zamek do Gajdysa.
W ulicach jeszcze ledwie się zaczynało ożywiać, gdym bramy przeszedłszy, naprzód do kościoła wstąpił, aby Bogu podziękować i prosić go o opiekę.
Wiedziałem, że o tej porze zwykle księża i wikaryusze, którzy na zamku nie mieszkali, udawali się na nabożeństwo, musiałem pilno się oglądać, aby który z nich nie zobaczył i zawczasu nie wydał. Udało się szczęśliwie wrota przebyć i wprost podążyłem ku stajniom, ale z sercem bijącem, bom nie był pewien, czy Gajdysa tam znajdę.
Znali mnie już tam niektórzy woźnice i od nich się dowiedziałem, że Gajdys wprawdzie był na miejsca, ale od wielu już dni leżał chory i źle o nim wróżono. Wskazano mi izbę małą, ciemną, gdzie na sianie wojłokami obwinięty biedaczysko wybladły i wynędzniały stękał.
Poznawszy mnie, z radością wielką się poruszył. Naówczas, gdy na twarz mu światło od drzwi padło, przestraszyłem się zobaczywszy tak zmienionym, że ledwie go poznałem. Żółty był jak wosk, skóra mu się pomarszczyła i oczy tylko strasznie połyskiwały. Nie dając mi mówić, począł jak w gorączce prawić, jak był nieszczęśliwy, że mu tu przyszło między obcemi chorzeć, a może i umierać. Płakał za Litwą swoją i Wilnem, za dworkiem, a tu mu wszystko się wydawało złe: powietrze, chleb, woda, ludzie. Mówił, że gdyby tylko mógł tam powrócić, na pewnoby wyzdrowiał.
Nierychło mi pozwolił przyjść do słowa i z kolei opowiedzieć, co się ze mną stało. Przestraszył się bardzo i załamał ręce.
Wstać i do króla iść prosić za mną nie mógł ani myśleć, bo się na nogach nie trzymał, użyć kogo za pośrednika powiadał, że nie było można, że on sam musiał mówić o tem z panem.