Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był słuchał, wielebym się mógł nauczyć od niego, alem w głowie co innego miał.
Słowo się rzekło — do Krakowa, a dopiero teraz rozmyślanie przyszło: gdzie ja się tam podzieję, co z sobą pocznę, jak się ukryję, kto mnie przyjmie?
Jakby głos jakiś wewnętrzny naówczas szepnął mi, żebym się na dwór królewski i pod opiekę pańską się udał.
Jeśli nie sam, przez Gajdysa mogłem się przypomnieć, a gotówem był bodaj w stajniach przy koniach królowi służyć, niż gwałtem klerykiem zostać, coby mi wszelką nadzieję znalezienia rodziców odjęło.
Wiedziałem dobrze, iż suknię duchowną wdziawszy, posłuszeństwo ślubowawszy, już panem siebie być nie mogłem. Wreszcie, dlaczegom to uczynił, co mnie popychało, sam pono dobrze wówczas nie wiedziałem. Zrządzenie to było Opatrzności i losu mojego!
Com się nasłuchał Kulasa opowiadań przeróżnych, bo mu się gęba nie zamykała, tego nie spamiętam dziś, a no wiem, że śmiertelnie mi się długą wydała droga, z temi końmi co tak miały być nieznużone, a potem co chwila dla nich stawać było potrzeba, to żeby coś naprawić, to poić, to wytchnąć, to nakarmić, to by jakąś wątpliwość w uprzęży wyrozumieć.
Naostatek ukazał się, Bogu niech będą najwyższemu dzięki, Kraków, a jam ręce do modlitwy złożył. Zdawało mi się, żem już ocalony.
Kulas zajechał do gospody na Kleparzu, gdzie zwykle stawał i tu go opłacić przyszło, a z owej sztuki złota, którą osobno miałem nagotowaną mało co zostało.
Przybyliśmy późno wieczorem tak, że wątpliwem było, czy na zamku bram nie zastanę zamkniętych; przenocowałem więc na wozie w gospodzie, a jak dzień, nimby się ruch począł w mieście, wyszedłem