Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszło do tego w ostatku, że mi nawet grozić począł.
— Jasna rzecz, że rodzice twoi, jeżeli żyją, znać cię nie chcą; narzucać się im niebezpieczna, boć łatwo się pozbyć mogą.
Tego ja spełna nie rozumiałem, bo mi się w głowie pomieścić nie mogło, aby rodzice dobrowolnie dziecka i miłości jego się wyrzekali. Przypisywałem moje osierocenie jakiemuś wypadkowi, albo zabiegom nieprzyjaciół.
Sliziak jeżeli chciał mnie uspokoić i rozbroić, niezręcznie się wziął do tego, gdyć przeciwnie podrażnił mnie i zapomnieć nie dał com sobie przyrzekł.
Wśród tych rozmów z nim, ponieważ umiał dobywać ze mnie wszystko, mowa też była i o krzyżyku, który na piersiach nosiłem. Sliziak mi inny, bodaj złoty i większy za niego ofiarował, chąc dostać odemnie, alem mu go tknąć nie dał.
Wspomniałem mu i o tem, jakom z Wilna do Krakowa jadąc, po drodze matkę spotkał i poznał — czemu on najgwałtowniej zaprzeczał, wyśmiewał mnie i długo nie dawał pokoju, usiłując wmówić, że mi się to przywidziało, że osób do siebie podobnych niemało bywało na świecie, a moja matka pewnie oddawna nie żyła.
W końcu temi naleganiami stary Sliziak tak mi się stał naprzykrzonym, żem go unikał, uchodził zobaczywszy i zbywał milczeniem. Nic to nie pomogło, gonił za mną, łapał i pokoju mi nie dawał.
Z mowy mej mógł to wymiarkować, żem ja z Wilna wywiózł miłość i cześć dla króla Kaźmirza wielką. Z osobliwą też natarczywością usiłował mnie ku niemu zniechęcić, wszystko co najczarniejsze na niego wymyślając. Ani wiem jak to na młodociany i wrażliwy umysł mój nie podziałało, alem to często w życiu mojem na sobie i drugich wypróbował, że gdy zbytnio naciskano w jedną stronę, serce i głowa w przeciwną się przerzucały.