Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stał i miał z nim długą rozmowę o mnie, usiłując go namówić, abym tu w nowicyacie był umieszczony.
Kto inny, nie ks. Jan mój, z tego pośrednictwa wnosićby był mógł, że ja sam nie śmiejąc o to prosić, Sliziaka do niego posłałem, aby mi wyjednał czego sobie życzyłem.
Ale ten, osobliwy miał dar czytania w myślach ludzkich i coby innego w błąd pewnie wprowadziło, świętego człowieka obałamucić nie mogło.
Tegoż wieczora, gdym przyszedł po błogosławieństwo i rozkazy, a w rękę go całował, rzekł mi uśmiechając się.
— Cóż to ten Litwin stary opiekuje się tak waszecią, i chce was koniecznie do Dominikanów oddać? Gdybyś w istocie powołanie miał, o czem zgoła wątpię, juściby lepiej przystało u nas u św. Trójcy, między swojemi szukać sobie braterstwa i przyjęcia.
Naówczas ja gorąco bardzo zaprotestowałem, że jako żywo do żadnego nowicyatu się nie napierałem, jak najdłużej pragnąc w usługach jego zostawać i do kraju powracać z nim, a tam czekać co mi Bóg natchnie.
I ks. Jan milcząc głową tylko dał znak, że nie był temu przeciwnym.
Nie poprzestawszy na tem Sliziak, innych jeszcze środków zażyć próbował, aby mnie Dominikanom oddać. Z pomocą więc pana Jędrycha samych tutejszych księży ujął, ażeby mnie ku sobie przygarniali.
Wszystko to jakieś dziwne we mnie obudziło podejrzenie, chociaż wytłumaczyć sobie nie umiałem wcale, jakieby pobudki Sliziaka czyniły tak gorliwym o mnie i przyszłość moją.
Gdy się nareszcie przekonał, iż wszelkie starania te na niczem spełznąć muszą, bo ks. Jan, któremu zdany byłem, nie sprzyjał im, Sliziak jedno mi już w głowę starał się wbijać, abym nierozsądnego tego poszukiwania rodziców wyrzekł się koniecznie.