Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejszym — ja naówczas, choć pobożnym byłem, do stanu duchownego nie nabrałem skłonności... wytłumaczyć nie umiem.
Ciągnęło mnie właśnie tam, dokąd ja prawa nie miałem iść. Najmilszem dla mnie było w ulicę zbiedz, gdy rycerstwo na koniach jechało, gdy turniej się na zamku wyprawiał, gdy w rynku szlachta wytwornie zbrojna i strojnia się zbierała. Do nich mi serce biło... koń a kord, o tem tylko marzyłem, choćby przyszło jako pacholikowi a giermkiem służyć. Alem o tem ani śmiał mówić, ni dać tego poznać po sobie.
Badał mnie ks. Jan, bo widać było, iż życzył sobie tego, abym sukienkę kleryka później wdział, a nie taił przedemną, iż to było życzenie tych, co się mną opiekowali — ale przed nim kłamać nie mogłem, ani było podobna.
Święty mąż tak czytał ludziom myśli z oczów, a miał siłę taką dobywania z nich prawdy, że mu fałszu powiedzieć nikt nie śmiał. Ja też milczałem, a on to rozumiał dobrze. I nie nakłaniał mnie, ani zbytecznie nastawał. Powiadał spokojnie: — Różnemi drogami Pan Bóg do siebie prowadzi. Módl się moje dziecko.
Modliłem się też, natura przemagała, do stanu duchownego żadnego powołania nie czułem. Nauka była mi pożądaną, piłem ją chciwie i łatwo. Szło mi dobrze, ale z nią nie przychodziło usposobienie zmiany stanu. Zresztą o przyszłość się nie troszczyłem bardzo, rojąc zawsze po dziecinnemu, że rodziców wyszukać muszę, że się oni o mnie upomną; a że rodem i bogactwy musieli być znaczni, o tem nie wątpiłem. Snułem takie marzenia, z których mnie nikt wyleczyć nie mógł dlatego, iż o nich nie wiedzieli nawet najbliżsi.
Te moje sny na jawie, któremi się karmiłem, sprawiły, żem się nauczył w sobie zamykać i od ludzi stronić. Wiedziałem, że to, co mi było naj-