Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

droższem, wyśmianoby, gdybym się z tem wydać ośmielił.
Drugiego roku mojego pobytu w szkołach i na służbie u świątobliwego ks. Jana — to, co przepowiadał, zawczasu spełniło się. Gorąco pragnął znowu odbyć pielgrzymkę do Rzymu, i do niej się sposobił.
Naprawdę żadnych przygotowań nie potrzebował, gdyż pieszo, o kiju odbyć ją zamyślał, tak jak poprzedzające, których już dwie wprzódy dokonał Pielgrzymów takich niemało naówczas się napotykało, pojedyńczo i gromadkami do miejsc świętych wędrujących.
Przyjmowały ich wszędzie i karmiły klasztory, duchowieństwo, a tam, gdzie brakło stacyj obchodzili się suchym chlebem i wodą, które zawsze z sobą nosili. Tykwa u kija wysokiego lub baryłeczka u pasa pełną była, a w torbie przez plecy suchar się znalazł.
Niektórzy pielgrzymowali, ślub uczyniwczy, boso.
Gdy o podróży ks. Jan mówić zaczął, a do mnie odwróciwszy się oznajmił, że ma już kogoś, któremu mnie do powrotu swojego chce powierzyć — rzuciłem się mu do nóg nie namyśliwszy nawet — bo mnie coś tknęło, abym mu towarzyszył. Począłem go prosić o to, aby mi iść z sobą dozwolił. Zdumiał się nieco i zamyślił. Począł potem reflektować mnie, że nauk przerywać nie powinienem, a niewygód, i znużenia podróży długiej nie zniosę.
Nie ustępowałem jednak, po rękach i po nogach go całując, aż zmiękł nieco. Ani mi się przeciwił, ani obiecywał.
Szpiegując go teraz, zmiarkowałem, że sam nie chciał o tem stanowić i czyjejś rady co do mnie musiał zasięgnąć. Przekonywałem się z tego, iż był przecie ktoś, co się losem moim zajmował, a to jeszcze marzenia moje niedorzeczne o przyszłość rozkołysało.