Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał dwie namiętności: dumę która go dosyć kosztowała, choć ją najtańszemi starał się zaspakajać środkami i — chciwość posiadania jak największych ziemi obszarów.
Szło mu zawsze o zaokrąglanie dóbr, dokupywał coraz nowe, zaciągając długi bankowe i poświęcając na to wszystek grosz, jaki oszczędził. Spadek więc po nim na oko był bardzo imponującym, tysiącami włók najniegodziwszej ziemi i wyniszczonych lasów, błot i zarośli liczyło się do dóbr starościca, wszystko to prawie było przepłacone, nieintratne i do sprzedania trudne. Pieniędzy i kosztowności odziedziczono tak jak nic; miał tylko przyjemność mówić p. Onufry o rozległych dobrach białoruskich, zapewniając, że w nichby się dwa niemieckie księztwa pomieścić mogły. Poprawiało to kredyt jego znacznie i sama pani oświadczyła natychmiast, że na zimę muszą jechać do miasta. Dobra powydzierżawiano, z przypożyczeniem u posesorów, tak, aby pilne długi pozałatwiać się mogły i na Warszawę stało. Pani Idalia teraz o żadnych oszczędnościach ani słuchać nie chciała. Dowodziła też, że wychowanie dzieci niezbędnie wymagało mieszkania w mieście. Rada była okazać Du Royerom, że przecie z niemi o lepsze iść mogła.
Państwo Du Royer wyruszali z Borku, musieli Manczyńscy wybierać się także. Pomiędzy dwoma domami, dawniej bardzo po światowemu sprzyjaźnionemi, nie zaszło nic, coby je jawnie poróżniło, lecz od śmierci starej Zarzeckiej, Manczyńscy unikali Borku, a ten im się nie narzucał. Kłaniano się sobie w kościele, rozmawiano, wychodząc z kościoła, przyczem p. Idalia na stojącego w dali Zygmunta rzucała oczyma, w których było coś wyzywającego, co go mięszało i niepokoiło. Ponieważ Du Royerowie winni byli wizytę, przybyli do Żabiego raz po obiedzie, ale sami, bez guwernera i dzieci. Odwiedziny były trochę ceremonialne