Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My, mybyśmy mieli kiedykolwiek w życiu stopą dotknąć ich progu! im zawdzięczać cokolwiekbądź — sprzedać pamięć zamordowanej matki!....
— Lucia ma słuszność — dodał Zygmunt, między niemi a nami nic nie może być wspólnego, żaden stosunek nie jest możliwy, boby nas upodlił.
— Hrabia słuchał smutny, poważny, surowy, pełen sympatyi dla rodziny.
— Nie mam ani słowa więcej do powiedzenia — odezwał się, proszę tylko abyście mnie i usług moich nie odrzucali, i nie łączyli z niemi. Radbym im służyć, rozkazujcie.
Aniela padła na krzesło i łzy już wypłakawszy, siedziała nieruchoma z twarzą płonącą — jak skamieniała bólem i znużeniem. Cierpienie to wycieńczoną i osłabłą trzymało przy życiu, wprawiając w gorączkę.
— Pani tu nie powinnaś pozostać, nie możesz — odezwał się hrabia, potrzebujesz spoczynku...
— Nie teraz! — odparła Aniela krótko.
Hrabia na bok wziąwszy brata, coś z nim szeptać zaczął, gdy powóz zahuczał; był to ksiądz staruszek, przyjaciel Zarzeckiego, który na wieść o wypadku, przybiegł wioząc z sobą organistę, babkę z kościoła i sługę. Za nim wieziono co do pogrzebu mogło być potrzebnem.
Gdy Zygmunt wyszedł na jego powitanie i oblaną łzami rozmowę, Lucia została sam na sam z hrabią. Zamiński jednak nie ośmielił się ani przystąpić do niej, ani odezwać się słowem. Poszanował boleść jej mimowolnie — co go jednak nie powstrzymało od uwag nad skutkiem jaki wywiera cierpienie na wdzięk niewieści. Lucia mu przypomniała jakąś postać z grupy Niobidów.
Stał jeszcze w progu patrząc na skamieniałą, gdy