Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba, jak ja, znać ją jako kobietę najszlachetniejszego charakteru, pełną zapału dla wszystkiego co piękne, zdolną do najwyższych poświęceń. Ja co ją kocham, podwójnie boleję, że tyle ucierpiała, ale raz się to musi skończyć.
— Wolno mi spytać, jak? przerwał hrabia.
— Z matką naszą chorą, bardzo chorą, która do niej przywykła, któraby bez niej nie wyżyła, rozstać się nie może Lucia — mówił Zygmunt. Do większego miasta się wynieść i żyć w niem, nie mamy środków; pozostaje jedno, choćby nasze parafialne miasteczko, gdzie się przecie dla niej znajdzie choć fortepian za którym tęskni.
Hrabia, któremu to postanowienie było właśnie na rękę, udał że niezupełnie go ono zaspokajało.
— Tak, zapewne, jeżeli inaczej być nie może, zawsze lepsze to miasteczko, niż dworek w Żabiem, chociaż dla panny Anieli, której tu brakować będzie artystycznego życia żywiołów, to zawsze jeszcze... wygnanie.
— Tak, lecz stosunkowo ulga przynajmniej, rzekł Zygmunt.
— Jeżeli pan nie masz czasu ani sposobności, — dodał od niechcenia hrabia — pozwól mi abym ja przez którego z moich oficyalistów postarał się i rozwiedział o dworek w miasteczku.
— A! bardzo dziękuję — odparł trochę zafrasowany Zygmunt, może by to nie wypadało. Aniela jest drażliwą, ludzie złośliwi.
Tknął umyślnie czy przypadkiem wprost w tę strunę, hrabia się uśmiechnął dobrodusznie.
— O! mnie nikt nie posądzi — zawołał, chyba, chyba Manczyńscy, u których ja zbytniej łaski nie mam.
Rozmowa tak zagajona, poszła, zbaczając na boczne szlaki, wracając na trakt główny, zręcznie kierowana aby