Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydobyć jak najwięcej z Zygmunta, a jak najmniej dać z siebie.
Zygmunt nie miał ani obawy, ani nieufności — ale natura dała mu też instynkt. Hrabia ten tak wspaniały, szlachetny, taki dla pokrzywdzonej rodziny pełen miłosierdzia, wydał mu się niezrozumiałym.
Zygmunt sam nie wiedział jak i dla czego czuł w nim sprzeczność słów z wrażeniem które czyniła postać, twarz, człowiek cały. Nie mógł się obronić jakiejś obawie, zupełnie tak jak głodne zwierzę które żer znajduje, chce go użyć i wstręt je od niego odpycha. Stan cywilizowany zaciera wprawdzie instynkta w człowieku, my sami pracujemy nad odebraniem sobie tej siły, zastępując ją rozumowaniem i nauką, w młodości jednak obrończy ten zmysł, często żyje w nas jeszcze.
Rozmowa więc, mimo że wkroczyła w poufałe sfery, nie przeszła pewnych granic, a Zygmunt trzymał się w uszanowania pełnej odległości przyzwoitej, od hrabiego, który go przyciągnąć pragnął ku sobie napróżno.
Trwało to do obiadu.
Ażeby wytłómaczyć co dalej zaszło, musimy cofnąć się nieco do skutków odwiedzin pani Idalii u Du Royerów, gdy się dowiedziała o tem, że sympatyczny młodzieniec, za którym oczy jej goniły, był synem „obrzydłej chałupy“.
Pieszczona pani walczyła długo z fantazyą, która ją opanowała. Pocichu spłakała się nawet, bolejąc nad nieszczęciem, jakie ją spotkało; lecz, kaprys ów ustąpić nie chciał przed żadnem rozumowaniem, gniewem i łzami. Serca nie miała pani Idalia, zastępowała funkcye jego głowa, a ile razy ona w człowieku obejmie panowanie a raczej zarząd namiętnościami, wywiązuje się z tego w sposób najnieszczęśliwszy. Francuzi zowią fantazyę tę „la folle du