Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy w pokoju pana Du Royera rozprawiano przy cygarach, panie wyszły na balkon od ogrodu, i Idalia postanowiła wprost jakoś zapytać gospodyni o młodzieńca — pour en avoir le coeur net.
Szło o to, ażeby uczynić to jakoś nie obudzając żadnej złej myśli.
— Państwo jesteście we wszystkiem szczęśliwi, — ode zwała się do przyjaciółki. Zdaje mi się że ten pan Zygmunt? nieprawdaż? jest guwernerem młodszego syna ich?
Pani Du Royer potwierdziła to skinieniem.
— Bardzo przyzwoicie wygląda, a mój niemiec! — nie dokończyła.
W istocie myśmy z Zarzeckiego tego bardzo kontenci, odezwała się gospodyni. Bolek go nam nastręczył, bo nauki razem kończyli. Z wielkim taktem chłopak i bardzo otwartą głową.
Pani Idalia pobladła uderzona znajomem nazwiskiem.
— Jak się zowie? Zarzecki?
— Myślałam że wiesz nazwisko, — dodała spokojnie gospodyni, — boć to syn tego starego co był u waszej podkomorzynej, czy rządcą, czy niewiem tam czem...
Mówiąc to pani Du Royer więcej patrzała na ładną suknię swej sąsiadki niż na nią i nie dostrzegła, że w mgnieniu oka twarzyczka jej straszliwie się zmieniła. Sama jej właścicielka musiała to uczuć, i postarała się przyjść do siebie, nim wzrok gospodyni ku niej się skierował. Oniemiała tylko.
Nie wiedząc czem się ratować, napiła się prędko kawy, zaczęła wachlować żywo, i natychmiast unosić nad nadzwyczajną pięknością rozkwitłych granatów na balkonie stojących, chociaż zwrot ten nie był zręczny, i mógł o-