Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Razem więc poszli do pokoju na ogród wychodzącego, otoczonego sofami, i tu się rozsiedli wygodnie.
Hrabia miał czas rozmyśleć się i osnuć plan przyszłego postępowania z panem Zygmuntem. Postanowił go ująć sobie nieodzownie. Na zręczności mu nie zbywało. Przytomność starego i młodego Du Royera, nie dozwalała się rozmówić poufnie, ale znalazł zręczność odprowadzenia pana Zygmunta do okna i szepnięcia mu.
— Bardzo rad jestem że się spotykamy. W interesie jego rodziny, gdyż siostrę pańską pannę Anielę oddawna mam przyjemność znać, potrzebuję się z nim rozmówić na osobności. Jeśli to być może, przyjedź pan do mnie.
Zygmunt popatrzał trochę zdziwiony, lecz zdawało mu się to pochodzić ze zbyt dobrego serca, aby mógł odtrącić; skłonił się i odpowiedział że — przyjedzie.
Rozmowa się stała ogólną.
Hrabia ze zręcznością wielką, sam jak najmniej mówiąc, pobudzał pana Zygmunta do rozmowy, słuchał pilnie. Chciał go poznać, aby wiedzieć jak ma z nim postępować.
Z góry wyobrażał sobie że młodzieniec, mimo przyzwoitej wcale powierzchowności, musiał być — naiwnym. Utwierdzało go w tem i złapanie się na wejrzenia strzeliste pani Idalii, których hrabia znał wartość. Zdziwił się mocno przekonywając, że Zygmunt był energiczny, wykształcony i choć nie miał doświadczenia świata, nie zbywało mu na męztwie do walczenia z nim, gdyby tego była potrzeba.
Bliższa znajomość z panem Zygmuntem wcale go nie ucieszyła — przekonał się że młodzieniec ten był już życie seryo pojmującym mężczyzną. Dobrem tylko było to, że grunt poznał.