Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyńska i cieszyła się myśląc że za nią ten, ów, przepada i głowę traci. Zdobycie nowego numeru do rejestru wielbicieli, nie kosztowało ją wiele. Kilka dobrze skierowanych wejrzeń starczyło. Jeżeli zwierzyna została tylko postrzeloną lekko i zabierała się uciekać, naówczas wejrzenia padały gęsto, natarczywie i nie bywało przykładu ażeby się ich sile oparł zaatakowany.
Rozmawiając bardzo żywo z panią Klementyną, pani Idalia natychmiast po rozpatrzeniu się w tym panu Zygmuncie, podjazdową wojnę rozpoczęła. Wiadomo to powszechnie, że każda taka piękna pani, otoczona dokoła i ścigana oczów tysiącem, gdy chce, nawet wśród takiej gąszczy, potrafi oczyma pójść niepostrzeżona, gdzie ją jej strategia pokieruje. Tu, nie było nadzwyczajnych trudności, bo pan Manczyński zwrócony był ku młodzieńcowi, pani du Royer bawiła sąsiadkę, a pani Idalia patrząc na nią, napozór z natężeniem, mogła robić wycieczki ku panu Zygmuntowi — niepostrzeżona.
Im się mu więcej przyglądała, tem mocniejszego nabierała przekonania że to był człowiek dystyngowany i — dobrej familii. Inaczej nie miałby tej łatwości ruchu i mowy, cośby w niem było sztywnego i zakłopotanego. Nakoniec pilniejsze badanie małych szczegółów, mówiło za jego pochodzeniem. Twarz miła, rysy wielce szlachetne i czyste, ręce były starannie pielęgnowane, akcent francuski wyborny. W duchu mówiła sobie pani Idalia że chłopiec był śliczny. W uśmiechu pokazywał zęby perłowe; obok niego siedzący, zakonserwowany z całą sztuką wyrozumowaną, nabytą długiem doświadczeniem, pan Onufry, wydawał się starym i — przepraszam za słowo — zbabiałym. Hrabia Zamiński nie mógł z nim iść w porównanie.
Pani Idalia z początku nie wciągając go do rozmowy,