Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać że i one ją czują. Stać niżej od własnego dziecka — boleśnie.
Szczęściem Zarzecki wartość człowieka mierzył charakterem jego i uczciwością, a do zewnętrznych blasków niewiele przywiązywał wagi. Bał się tylko aby świat mu nie popsuł dzieci i nie wyrwał im z duszy religii i bojaźni Bożej.
Lucia stała przy bracie i skorzystała z przestanku aby uspokoić Zarzeckiego o chorą. Zygmuś już był u niej, uradowała mu się i spłakała nad nim, lecz osłabła tak, że ją gwałtem potrzeba było na spoczynek położyć. Szczęście dokonało cudu, że pomimo wzruszenia staruszka zasnęła.
— A tego nie wiesz jeszcze, — rzekł stary do córki się obracając, — jak mnie bo się dziś poszczęściło! Poszedłem piechotą do miasteczka, poczciwy Jędrek mnie wziął na furę i podwiózł a nawet za swój grosz poczęstował. Potem z Lublinerem, choć żyd, miałem scenę, żem się spłakał, zastawu nie chciał na żaden żywy sposób wziąść a pieniędzy mi pożyczył.
— Oddamy mu zaraz, — wtrącił Zygmunt, już sięgając do kieszeni.
— Ale, czekajże, toć niekoniec, — kończył Zarzecki, — najśmieszniejsza rzecz że Lubliner Luci ofiaruje u siebie miejsce do córki, dla muzyki!.. Co na to powiecie?
Lucia się wcale nie wzdrygnęła.
— Dlaczegóżbym nie miała z tego skorzystać, gdybyśmy się do miasta wynieśli! — szepnęła.
Zygmuś zmilczał, ale nie protestował.
— Jeżeli ojciec, — rzekł cicho po chwili, — wynosić się nie chce, to się spodziewam, obejdziemy bez tego.. no i bez lekcyi u Lublinera.