Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziś wszystkiemu złemu wierzyć można. Słyszałem i ja, na co się zanosi, albo się to da odeprzeć... albo...
Poruszył ramionami nie kończąc.
— Więc w niwecz nasze zwycięztwo tak drogo opłacone! — zawołał król.
Milczeli wszyscy, wtem Radziejowski począł:
— Nie pochlebiam ja sobie, ale siła szlachty znam, która mi wierzy i słucha mnie. Gotówem służyć według możności, umysły się może dadzą nawrócić.
— Czyń-że to, panie podkanclerzy — wtrącił biskup Leszczyński — toć powinność wasza, a nieociągaj się, bo złe zaraźliwe jest.
Wszedł do namiotu Lubomirski szepcząc na ucho Kalinowskiemu hetmanowi tężsamą nowinę, że się szlachta zwoływała.
— Niéma już tajemnicy w tem — odparł Kalinowski — dawno się na to zbierało, a źli ludzie nie wiem w jakim celu, wcześnie szlachcie opór poddmuchiwali.
Zasępiły się czoła wszystkim. Stał król zadumany o stół się oparłszy, a po chwili podniósł głowę.
— Nie daję wiary! — zawołał. — U nas tak bywało zawsze i bodaj na wieki pozostanie, że się znajdzie opór przeciwko każdej sprawie, a veto musi ktoś zawołać, ale go przecie zagłu-