Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żyć, bo w ciągu dnia wymijać musiał błąkające się oddziały włóczęgów kozackich i tatarskich i ledwie z życiem, a pismami teraz pod Beresteczko się mógł dostać.
Król, poznawszy go, rękę wyciągnął i ucieszył się bardzo.
— Pisma dawaj! Zdrowa królowa jmość? dawno z Warszawy? co przywozisz?
Pytał Jan Kazimierz i odpowiedzi nie czekając, latarnią podać kazał, aby co rychlej listy czytać, przerywając coraz pytaniami nowemi, na które Dyzma, jak mógł i umiał, odpowiadał.
— Widzisz — odezwał się do niego król w końcu — Pan Bóg miłosierny dał nam zwycięztwo wielkie — Nieprzyjaciel w rozsypce, Kozacy popłoszeni i rozbici, choć im wierzyć nie trzeba: padali już na twarze i przysięgali.
Rozpytawszy o królową, o wszystko, co na zamku go mogło obchodzić, aż do sług swych i ulubionych stworzeń, król się obejrzał trwożliwie, chciał snadź jeszcze o kogoś badać, ale się dosyć ludzi kręciło i słuchało: zamilkł więc i Strzębosza odprawił.
Ten nic pilniejszego nad to nie miał, jak Xięzkiego szukać ale się pułki ruszyły tego dnia z miejsc, na których obozowały, a po bitwie padły, gdzie który stał: regimentu więc dopytać się łatwo nie było, a i nie miał się Strzębosz z kim rozmówić,