Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzięło, ucieczka poczynała. Dopieroż i walczącym serce urosło.
Stali trochę Kozacy, podpierając hańskę ordę, lecz gdy się ta rozsypywać zaczęła i oni tył podali...
Pułki polskie hamować już było potrzeba, bo znany to jest tatarski wojenny podstęp, iż gdy nie zmogą nieprzyjaciela, symulują ucieczkę, a wywiódłszy go w pole rozpierzchłego, dopiero się nazad zwracają impetem nowym... a że pagórek ucieczkę ordy zasłaniał, za którym tabory kozackie stały, puszczać się więc daleko nie mogły, ani reszty hetmańskiego pułku, ani husarze królewscy, którzy mężnie się bili, ani Lanckoroński i Szczawiński. Trąbiono, aby w miejscu pozostali, choć za straconą chorągwią Brzostowskiego, o której nie wiedziano, że odzyskaną została, gotowi byli iść choć w paszczę tej dziczy.
Z tą zaś chorągwią, jak była przygoda, tego później nikt ani opowiedzieć, ani zrozumieć nie mógł.
Brzostowski, który ją niósł, silnym był, a odwagi znanej, ale mu się w tym tumulcie, gdzie się obrócić było trudno, z rąk wyśliznęło drzewce. Pochylił się, aby upaść jej nie dać, gdy go w kark Tatarzyn ciął, i proporzec z drzewcem razem nie do rąk jego, ale na ziemię się dostał,