Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brała, na którą i Radziejowski się wcisnął, nie żeby jej co przyniósł, lecz żeby co ztąd wykradł a spożytkował.
Jeremi Wiśniowiecki, który naturę Tatarów znał, powiadał, że dopóki uciekać nie poczęli a stali, póty się zawsze od nich wielkiego a gwałtownego impetu i napaści spodziewać było można.
— Mnie się zda — rzekł król — iż wczoraj dosyć nieszczęśliwie się z nami spróbowawszy, dziś chyba całych swych sił nie wyprowadzą w pole, a na małych poprzestaną napaściach, aby nas niepokoić.
Jeślić prawda, co Kozak przyniósł o Chmielu, posłuchają go i będą leżeli, a czekali... aż...
Nie dokończył — tylko westchnieniem.
W tem Kalinowski dodał:
— N. Panie, Tatarom leżeć cierpliwie w miejscu, czy-to wojsko, czy zamek oblegając, rzecz nieznośna. W miejscu długo trwać nie umieją, ani mogą. Przechodzą, jako burza niszcząc, a odparci tak samo znikają, że ich napędzić trudno. Zda mi się, że i dziś siła ich na nas się zwali.
Król stał przy swojem.
— Zobaczycie!
Wszelako pułkom w pogotowiu być kazano.
— Do stanowczej rozprawy nie przyjdzie może dziś — dodał Kalinowski — bo na Kozaków