Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do rady wojennej go nie potrzebowano i do niej się też nie przydał, ani miał prawa.
Jego-to sprawą owe trzy pułki poszły do domów, a teraz z zawiścią patrząc, jak się wszyscy około króla kupili i nawet stary Potocki a Wiśniowiecki słuchać go byli gotowi, nosił się od jednej gromadki do drugiej, pstrykając ciągle tem, iż król nadto sobie ufał, żadnego doświadczenia w rzemiośle wojennem nie mając, a uporem swoim mogąc narazić Rzeczpospolitą na zgubę.
Zręczny człek na razie tem się podpierał, że gdyby nie hetman Potocki, który króla, w kaplicy pochwyciwszy, uprosił i zaklął, ażeby się z miejsca nie ruszać, wojsko-by było tego dnia wyciągnęło i właśnie na grzęzewicach i moczarach przyszłoby mu z Kozakami i Tatarami się ścierać.
— To łaska Boża — powtarzał, chodząc po szlachcie — iż go stary wódz wstrzymał, a że mu to nie łacno przyszło, jam świadkiem, bo go niemal po rękach całować musiał...
Tak prawie noc całą, przechadzając się, u siebie przyjmując, strawił, gniewem i zemstą rozżarty podkanclerzy, na króla wszystkich jątrząc.
Dzień się poczynał robić dosyć pogodny i jasny, a właśnie przypadała uroczystość Ś.Ś. Piotra i Pawła, gdy u króla jeszcze nanowo rada się ze-