Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, kiedy znowu się do misy dobiorą. Zapijano na — pohybel rebellizantom...
Tu i owdzie wyrwał się okrzyk głośniejszy i milknął...
Król był w ciągłym ruchu, dojeżdżał do regimentów, przemawiał do nich, powracał.
Dziwili się teraz wszyscy, jako się nie domyślili Ordy, albo zaspali te łuny, które nocą na wszystkie strony widać było. Czeladź teraz świadczyła, że już drugą noc na niebie się coś paliło zdaleka.
Na pierwszy odgłos zrana Wiśniowiecki i Lubomirski wysłali podjazdy, pierwszy Kozaka swego, wiernego Zaradę, ze czterema starymi i doświadczonemi Kozakami, drugi jakiegoś pułkownika który słynął z tego, że z podjazdu nigdy z próżnemi nie wracał rękami.
Przyprowadzili oni czterech ujętych Tatarów; orda stutysięczna o mil dwie nocowała.
Król przed obrazem N. Panny Chełmskiej poszedł się pomodlić...
Gdy się to w obozie działo, nieopodal, na wzgórzu, czeladzie spokojniuteńko trawę dla koni kosiły, nie spodziewając się, aby im kto przeszkodził, gdy tuż z zarośli poczęły się wyrywać krzyki i pokazali, luźni Tatarowie.
Z początku było ich kilku rozpierzchłych, po-