Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mechanicznie, chwytając co było pod ręką, zrzucając na kupki różne fraszki, chowając je i napowrót wydobywając.
Dyzma nie śmiał jej spytać: czy się w podróż wybiera. Wtem oznajmiono brata, i podkanclerzyna wybiegła naprzeciw niemu, prosząc tylko Dyzmę, aby wyjeżdżając, wziął listy.
— Jeżeli do podkanclerzego — szepnął Strzębosz — przykro mi to oświadczyć, ale się ich nie będę mógł podjąć.
Z dzikim śmiechem p. Radziejowska uczyniła mu tylko pytanie:
— Do podkanclerzego? odemnie!
Z tem musiał wyjść Dyzma, to tylko zrozumiawszy, iż między małżeństwem znowu waśń się zajątrzyła; ale, że to już nieraz się wprzód trafiało, nie sądził, ażeby do jakiejś ostateczności przyjść miało.
Do królowej parę razy się zgłosiwszy nadaremnie, Strzębosz nie miał już nic do czynienia, i po dawnych znajomych, którzy w Warszawie pozostali błąkać się zaczął.
Pomiędzy tymi wielu było mających rozgałęzione w świecie stosunki; wszędzie, gdy tylko o podkanclerzynie napomknął, kuso i krzywo na niego spoglądano.
Z pań przy królowej będących dosyć dawniej mając życzliwą, faworytę jej, pannę de Beaulieu,