Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest na umyśle... waryatem go nazwać nie można, bo nie dokazuje nic, furyi nie wyprawia, ale nie spełna rozumu. Pilnuje go rodzina, bo już raz z chłopką się chciał żenić, a potem z żydówką. Znają go tu, znają!
Jeszcze się straszniej oburzył Strzębosz dowiedziawszy, kto był ów Massalski. Świadczył stary komornik, iż nigdy ten biedny człek nikomu nic złego nie uczynił, uprzejmym był i słodkim, a miał tylko passyą szczególną podarkami wszystkich obsypywać, na które się ruinował.
Zaledwie kogo poznał, albo parę razy widział, natychmiast mu coś na pamiątkę przynosił; pilnowali go krewni, ale zapobiedz temu nie mogli. Co miał Massalski wszystko tak rozpraszał: klejnoty, broń, pamiątki stare. Gdy mu zabrakło co dawać, brał u kupców na kredyt. Spotykało to zarówno mężczyzn i kobiety, gdyż serce miał bardzo czułe i kochał się a oświadczał nieustannie.
Dla Włoszki tytuł jego był ponętą, a miał też kniaź resztki fortuny na Białej Rusi, która, choć mocno zadłużona, oczyszczoną być mogła. Starej Bertoni, wcale się niedziwował Strzębosz — ale swej Biance, dziewczęciu w którego serce wierzył — !
Nie pojmował tego, że tażsama krew płynęła w żyłach matki i córki, i że płochę dziewczątko