Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pasach, a późno ruszając się z noclegów. Nie miała się tak dalece śpieszyć czego; kolebka ciężka sześciu woźnikami zaprzężona, po drogach niekiedy wązkich, wybojów pełnych, wlokła się, a czeladź musiała ją podpierać, aby się nie wywróciła. Wozy, które szły za nią były przeładowane; służba nie miała ochoty zbyt śpieszyć, bo w podróży więcej jej dawano swobody.
Na następnym popasie Dyzma, który niejeden raz był przez króla posyłanym do podkanclerzyny, i którego ona znała dobrze, zameldował się jej przez ochmistrzynią. Miał list przecie.
Wpuszczono go natychmiast. W szatach podróżnych, ale nawet w drodze wytwornie i smakownie ubrana, Radziejowska siedziała zamyślona na stołku karczemnym poduszką tylko zasłanym. Piękna jej twarz nosiła na sobie ślady widoczne przebytych męczarni, wypłakanych łez i troski, która ją uciskała.
— Zkądżeś to waszmość się tu wziął? — zapytała głosem łagodnym.
— Król mnie wysłał do Warszawy z rozmaitemi poufnemi zleceniami — odezwał się Dyzma, dobywając papiery. — Mam i do pani podkanclerzyny pisemko.
To mówiąc podał zapieczętowany sygnetem prywatnym króla list, który, nieco zarumieniona, żywo pochwyciła Radziejowska, ale się rozmy-