Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a i Zabuski też niewolnika z ordy wziętego przyprowadził. Tym razem więc otrąbiono, aby, wozy pozostawiając, wszyscy się nazajutrz rano ruszyli.
Tu tedy znowu o wozy te powstały lamenta, tak się z niemi niektórym ciężko rozstawać było. Nie słuchano już i do dnia pułki wyciągnęły, a król wybrał się przodem, z czego podkanclerzy przedrwiewał, że to dla popisu nie z ochoty czynił.
O półtorej mili przyszło most przebywać, który jeden tylko był. Tu się tedy ścisk stał, tumult, nieład okrutny, a Jan Kazimierz, gdy mu dano znać, sam się zwrócił do mostu i póty stał, osobą swą porządek utrzymując, dopóki wojsko nie przeszło.
Radziejowski też z innymi się przy nim znalazł i parę razy próbował przemawiać, odradzając napróżno fatygę, ale król tylko ramionami ruszył i ani mu odpowiedział.
Ponieważ się to działo publicznie, a lekceważenie było bardzo jawne, podkanclerzy rozsierdził się jeszcze więcej, odjechał na bok i z króla się wyśmiewać począł, że prostym stróżem hetmanowi być nie przystało.
Z powodu mostu tego, nie uszedłszy więcej nad mil parę, wojsko na spoczynek stanęło, gdzie po-