Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo rad był pod pozorem wyręczania Leszczyńskiego wszędzie się wśliznąć i wszystko ogarnąć.
Jakoż nie upłynęła godzina, wpadł nader wesołego humoru, śmiejący się, ożywiony i aż nadto względem starca i duchownego poufały podkanclerzy.
— No, cóż tam, ojcze, dziś nowego? Jakże król jm. wstał usposobiony? Zabija, czy łaskami obsypuje? Z nim nigdy zgadnąć nie można, co człowieka czeka.
Biskup pomyślał trochę.
— Król jmość — rzekł — frasobliwy bardzo, nie odbiera już od dni kilku żadnego listu, ani słowa od królowej.
Domyśla się, że tam ktoś mu ją zniechęca jakiemiś fałszywemi doniesieniami.
Spojrzał w oczy Radziejowskiemu, który z największym bezwstydem zawołał:
— Ale cóż znowu? królowa może w listach króla coś znalazła, co dało powód do nieukontentowania.
— Ja czytuję listy te — odparł kanclerz — nigdy w nich nic nie było, coby nie dowodziło przywiązania i poszanowania.
Radziejowski uśmiechnął się:
— Ludzi ztąd — rzekł — wysyłają tylu, ktoś