Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzał na króla, który stał z rękami na piersiach złożonemi.
— Wiecie teraz, dlaczego królowa do mnie pisać przestała — rzekł król — a ja tu tego człowieka w obozie, przy sobie trzymać jestem zmuszony! — i na każdą radę ma przystęp z urzędu, tajemnic dla niego niéma!
Biskup myślał długo, trzymał list w ręku, nie wiedział co radzić, czytał go, odczytywał, chciałby był coś znaleźć na obronę.
— Ścierpieć tego nie mogę — odezwał się król — uczyńcie mu wymówki, ale nie potrzebujcie listu pokładać, chyba w ostateczności. Czułem go nieprzyjacielem, alem nie posądzał o tak nikczemną zdradę. Teraz, gdy wszystko odkryte, niech wie i niech mi się nie narzuca...
Z wielką boleścią król się skarżyć począł, a uprzedzając podejrzenia, dodał zwracając się do Leszczyńskiego.
— Posądzał mnie o zaloty do żony, co nikczemną jest potwarzą. Biednej kobiety los mnie obchodzi, bo byłem i jestem jej opiekunem. Więc to chyba zemsta za te imaginacyjne miłostki, o których wcale nie myślę...
Biskup powrócił, mając przy sobie list podkanclerzego, najpierw do kancellaryi, a ztąd zaraz do klasztoru, gdzie stał, będąc pewnym, że Radziejowski wedle zwyczaju zaraz go odwiedzi,