Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

li słowa do powiedzenia przeciwko temu, ale się król okrutnie żachnął.
— Ale dajcież mi pokój! ja go nie chcę i nie przyjmuję. Kurowskiemu go przysądzam, bo bez jego pomocy Łącki-by nietylko pancerza nie widział, ale czarna ta bestya byłaby go zadławiła.
Łaskiemu zaś moja rzecz nagrodzić jego męztwo, i o nim ja niezapomnę, nie straci na tem.
Łaski się tedy schylił do kolan królowi, a Kurowski zaraz pancerz ściągnął, który wszyscy biegli oglądali, gdzie znajdujący się wypadkiem Otwinowski dostrzegł przy świetle pochodni, iż na kółkach jego były arabskie napisy, które miał później odczytać.
Murza ten, którego, jak niedźwiedzia w łożysku pochwyconego oglądano ciekawie, istotnie był niezwyczajnej urody a pewnie i siły.
Skóra na nim niemal tak czarna, jak na murzynie, spalona, jeszcze połysk jego oczów i zębów, któremi podczas zgrzytał, straszniejszemi czyniła.
Potrzebnie czy nie, dano znać o tym potworze królowej; dowiedział się fraucymer: więc co żyło, biegło. Dodawszy noc, pochodnie, całe to zbiegowisko z Murzą związanym pośrodku taki obraz stanowiło, że chyba drugiego mu podo-