Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to. Kto wie jakby się była walka ta skończyła, gdyby nie przypadł Kurowski, który ratując Łąckiego, Murzę obuchem w łeb uderzył raz i drugi poprawiając, tak, że w końcu Tatarzyn okrwawiony przytomność stracił, a nasi go związali i w niewolę wziąwszy uprowadzili.
Zwadzili się potem o pancerz bardzo misterny i kosztowny, który Murza miał na sobie, i razem z jeńcem przybyli do króla na sąd.
Ponieważ ciemno już było, gdy z nim przyszli a Jan Kazimierz widzieć chciał tego olbrzyma, bo mu go opisywano już jako dziką bestyą osobliwą, zapalono pochodnie przed dworem i zbiegło się mnóztwo ludzi na oglądanie Murzy.
Przywleczono go na łykach, opierającego się i tarzającego, mimo, że głowę miał pobitą i pociętą straszliwie, a krew na niej ledwie pozasychała. Wyszedł zaraz król, ogromne koło się zgromadziło, a Łącki z Kurowskim opowiadać zaczęli, jak go zmogli. Przyczem sprawę swoję wytoczyli, o ów pancerz złocony i wielce kunsztowny, który też przyniesiono.
Nim Jan Kazimierz o nim zawyrokował, ktoś z tłumu zawołał:
— Co się tam o łupinę tę wadzić macie? a nie przystałoby jej, jako pierwszy łup złożyć u stop j. król. mości?
Oczywista rzecz, że Łącki i Kurowski nie mie-