Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żbie utrzymać ład jakikolwiek. Przybiegano do niej ciągle z popłochem, a ten się jeszcze powiększył, gdy śmielsi przodownicy poczęli do króla jeńców chwytanych przyprowadzać.
Widok tych twarzy dzikich, z wyrazem źwierzęcym... kobiety wprawiał w niewypowiedzianą trwogę. Wybiegały się im przypatrywać — powracały blade i drżące.
Z powodu kolebek i wozów Maryi Ludwiki, czasem dla jej ciekawości i fantazyi zatrzymywać się musiano, i zmuszano też króla zwracać się, czekać, podjeżdżać do kolebki żony — co go niecierpliwiło.
Nie mówił jeszcze nic, lecz jawnem się stawało, że dalej, dalej pochód podobny był niemożliwym i niebezpiecznym.
W Uchaniu, wieczorem, Jan Kazimierz sam na sam się znalazłszy z żoną, miał naostatek odwagę wnieść, że jej — dla własnego bezpieczeństwa, koniecznie powracać należało.
Marya Ludwika obawą-by się do tego skłonić nie dała pewnie — ale król dodawał, że na Prymasa zdane były sprawy wszystkie, i że ona mu w pomoc radą i bliższą znajomością rzeczy przyjść była powinna.
Trafiało to do jej przekonania.
Uśmiechało się zarównie spragnionej zajęcia i czynnego życia — zastępowanie króla w stolicy,