Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a posiać ziarno, z którego związek mógł urosnąć, — uśmiechało się.
Nie było oddziału ani pułku, któremuby żołd nie zalegał: więc, pocisnąwszy tę sprężynę, zawsze się coś poruszyło.
Drugiego dnia po przybyciu już pan podczaszy ucztował na obozowisku, gdzie przeciwko okrutnej operacyi wojska narzekał, i marnowaniu poborów na fantazye, gdy żołnierz Rzeczypospolitej marł bezpłatny z głodu.
Wielu mu potakiwało i przyklaskiwało.
Trafiło się tak, że Xięzki ze Strzęboszem, nie u Jaskulskiego już, ale u p. Gabryela Stępkowskiego, spotkali się z podczaszym Dębickim, który, puściwszy językowi wodze, po kilku kubkach począł się z króla naśmiewać i różne na niego rzeczy wymyślać. Zgadało się właśnie, iż królowa, a z nią i inne panie, za Janem Kazimierzem ciągnęły do Lublina.
— Nasz-bo miłościwy pan — odezwał się podczaszy — białe mięso lubi. Oho!
— Między innemi — dodał — cały to świat wie, iż zdawna mu teraźniejsza pani podkanclerzyna Radziejowska jeszcze za życia pierwszego męża była bardzo miłą — ale z p. Hieronymem nie to co z Adamem; on i królowi potrafi powiedzieć: A! zasię!
Strzębosz, który tuż stał, a jako dworzanin