Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wadziło mu i to w oczach towarzyszów broni, że do związków krzykliwych, do burzliwych kół i konfederacyi należeć nie chciał; gdy go drudzy pociągali, odpowiadał:
— Każdy ma swój rozum; czyńcie waszmość, jak się im spodoba, ale mnie dajcie pokój. Ja się o żołd upomnę, ino dla niego nieładu i rozterki a daremnego gardłowania nie chcę.
Oratorem też Nadolski nie był i retorów nie cierpiał; gdy przy nim się który do długiej oracyi zabierał, nakładał kołpak na głowę i szedł precz.
— Wodę warzą! — mówił, machając ręką.
W codziennem obejściu się człowiek był zimny; ani poznać w nim kto mógł tego jakim się on stawał, gdy przyszło wyjść w pole naprzeciw nieprzyjaciela.
Śmiało mu się lice naówczas i powoli rozpalał się tak, że w końcu zwykle porąbany, potłuczony, jak bezprzytomny schodził z pobojowiska. Dwa razy był w tatarskiej niewoli, a salwował się z niej małym okupem, przez to, że Tatarzy z odzieży i pozoru ludzi szacowali, więc ów niepopozorny Nadolski, za ubogiego szlachcica miany, lada czem się im mógł opłacić.
Przez czas pobytu swego na Budziaku i w Krymie, nie mając nic do czynienia, krom, że wodę nosił i pono w żarnach im tam proso otłukał