Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ze Słuszkami Tyzenhaus miał czy powinowactwo jakieś, czy dawne stosunki, dosyć, że u podkanclerzyny, czasu jej wdowieństwa, a potem i po weselu często bywał i ona go lubiła. Radziejowski od początku znieść go nie mógł, widywał u siebie niechętnie, ale cierpieć musiał.
Parę razy napomknął żonie, ażeby zbytnio tego młokosa nie przyswajała, ale ona nie widziała przyczyny, dlaczegoby przyjazne swe usposobienie zmienić miała.
— Nie mam najmniejszego powodu zamykać mu drzwi, ani się okazywać inną, niż byłam — odpowiedziała.
I na tem się skończyło na razie. Tyzenhaus, wcale sobie Radziejowskiego nie ważąc tak dalece, postaremu dworował przy jejmości.
W stosunkach tych temperamenta i stanowiska a położenie osób ważnemi były czynnikami; Tyzenhaus miał za sobą króla i protekcyi jego był pewnym; to go ośmielało. Radziejowski rachował na królową najwięcej, bo słabość Jana Kazimierza znał i przewagę, jaką żona nad nim miała. Podkanclerzyna nie chciała się dać zawojować odrazu mężowi, aby nie być niewolnicą, gdy wniosła mu tyle, iż on jej więcej, niż ona jemu zawdzięczała. Król protegował wdowę po Kazanowskim, nietylko może dla jej piękności, jak dla uprzejmości, którą mu zawsze okazywa-