Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wkrótce ani jednej nie pozostało, a sam koszyk, aby ślad i pamięć zatrzeć, rzucono do kąta.
Strzębosz miał sobie za obowiązek nieszczęśliwą Bertoni, przeklinającą króla, wyprowadzić na kurytarz, ale jej już nie draźnił i nie odzywał się, aby nie doprowadzić do ostateczności. Towarzyszył tylko aż do wschodów i tu dopiero odezwał się, kłaniając.
— Ja zawsze na usługi wasze jestem, gdyby co do króla JMości było potrzeba... pamiętać o tem proszę, choć wpani mnie znać nie chcesz — trwam w wiernej przyjaźni dla niej i dla panny Bianki.
Uszy sobie rękami zatuliwszy — Włoszka zbiegła z przekleństwem na ustach.