Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chać było można; aniby się wyczerpali, bo tragedya zbarazka obfitą była w takie sceny, których najbujniejsza nie wyroi fantazya.
Znaleźli się tu i dyssydenci, którzy czasu processyi katolickiej swoje psalmy na przekór śpiewać poczęli, nie dla Pana Boga, ale aby ludziom się postawić.
— Gadajcie tedy co chcecie — skonkludował Xięzki — a wszystko to marne... Przyszedł kanclerz Ossoliński, pocałował się z Islam Gerejem, z Kozakami pobratał i jemu wszystko winną będzie ojczyzna. Zbarazcy żołnierze nie uczynili nic!