Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/026

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Miłościwi panowie — wołali — czynsze zalegają, czemu nie pośpieszycie ich wybierać! Nam aż tęskno za wami...
    Więc się, bywało, który słowem odetnie tej szui, ale ono nie doleci do nich...
    Westchnął Xięzki.
    — Chmielnicki już wypróbowawszy — mówił dalej — że nas dobrodusznych na ladaco wziąć można, żeśmy wierzyć gotowi we wszystko i słowo każde brać za dobre, tak prostackiemi sposobami nas podchodził, iż sromać się musieliśmy, za jakich on nas miał głupców. To listy, to posłowie, to zbiegi jakieś nas nachodziły.
    Z całego naszego obozu jeden jedyny człowiek trwogę w nich budził i nienawiść taką, że imię jego do wściekłości ich podniecało: książę Jeremi. Wspomnieć go im było, to bledli. Wiedzieli, że ich znał na wylot, że im nigdy wiary nie dawał, pokorze ich nie ufał i przebaczyć nie mógł. Jemu jednemu w oczy spojrzeć-by nie śmiał Chmiel, bo ten go przenikał do szpiku, gdy inni, jak Kisiel, to się z nim bratali, to smarowali, to pochlebiali, to się poniżali przed nim, a nie znali go wcale.
    Głów-by był nie mało poświęcił, gdyby Jeremiego mógł dostać, a byłby się pastwił nad nim...
    Za Xięzkim opowiadał Brodowski, dodawał Gnoiński też i cały dzień a noc by ich tak słu-