Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

terstwem, godnem wiekuistej sławy, opierały się ogromnej potędze motłochu, dziesięćkroć liczniejszego o głodzie, w niedostatku środków obrony, wśród nieustannej grozy zdrady, która się wciskała wszędzie...
Oblężenie to Zbaraża epopeją jest, której unieśmiertelnieniu żadne pióro nie starczy. Ten heroizm głodny a wesół, ta śmierci pogarda, te codzienne ofiary życia, a jako chór towarzyszący im, urągowisko motłochu rozszalałego swą źwierzęcą siłą, pijanego zwycięztwem i gorzałką!
Wśród tych okopów Zbaraża stali prawdziwi pokutnicy za grzechy narodu, którzy zasłużyli na palmy męczeńskie. Wiedziano w Warszawie przez tych, którym się z oblężenia wykraść udało, jak zrozpaczone tu było położenie, jak pilno potrzebna pomoc, z królem, czy bez króla; lecz naprawdę całej grozy, całej straszliwości, znękania wojsk pozbawionych nawet chleba, nikt tu nie wyobrażał sobie.
Królowa tylko, której potrzeba było skłonić męża do wyciągnięcia w pole, wiadomościom ze Zbaraża dawała całkowitą wiarę, gdy inni starali się je przesadzonemi okazać. Nie wierzono w Tatarów, nie chciano dać wiary półtorakroć sto tysięcy liczącemu Kozactwu pod okopami, w których zaledwie dwadzieścia tysięcy bohaterów opierało się im dotąd zwycięzko, aż naresz-