Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak szczęśliwą hałaśliwie, że cały rynek Starego Miasta dowiedziałby się o tem.
Nie patrzyła już na niego. Wpadła do pokoju, w którym ucichła muzyka. Chwyciła ze stołu lichtarze — i zwróciła się do córki.
— Pan Wojewoda Mazowiecki uczynił mi ten honor, że zejdzie tu na chwilę. Bianko! żebyś mi nie trzpiotała się, a o tej wizycie nikt wiedzieć nie powinien. Rozumiecie, wojewoda...
Ale zbyt przebiegłemu dziewczęciu widok Strzębosza dał już do myślenia, a uroczyste przyjęcie więcej jeszcze.
— Słuchaj — szepnęła do towarzyszki swej Dzianotowny — przysięgam, że to nie wojewoda, ale... ja wiem kto...
Dziewczęta przejrzały się w źwierciadłach, poprawiły włosy, poobciągały sukienki i stanęły w kątku, nie zapominając o tem, aby kątek był im do twarzy.
Tymczasem, ciągle mrucząc przekleństwa i wykrzyki jakieś, Bertoni zeszła aż na dół, do drzwi, a Strzębosz pośpieszył króla dobyć z kolebki.
Jan Kazimierz w przeciągu tego krótkiego czasu, gdy Dyzma na górze negocyował, już się był rozmyślił i niezmiernie żałował popełnionego wybryku, który ani wiekowi, ani dostojeństwu jego nie przystał. Ale przyszło mu na myśl fran-