Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowczem, dowodem niepospolitej energii i zręczności.
Sam więc już, nie pytając nikogo, prowadził sprawę dalej.
Pobożny ks. Albrecht w dzień Ś-go Marcina, wychodził z kościoła i miał siadać do kolebki, gdy stojący tuż Denhoff zapytał go: czy razem z nimi zaraz lub później przybędzie do Jabłonnej?
— Ja dziś nie mam zamiaru się tam znajdować — odparł kanclerz.
— Jak to? ależ wy przecie musicie należeć do naszego poselstwa? — zawołał Denhoff.
— Jakiego! ja o żadnem nie wiem! — rzekł, ramionami ruszając Radziwiłł.
— Możeż to być? — przerwał Denhoff — ależ wiecie, że Król Szwedzki porozumiał się z bratem, że ks. Karol zrzeka się kandydatury, a myśmy uproszeni, aby z nim wstępne warunki ułożyć, poczem król sam się uda do Jabłonnej.
Uderzony tą wiadomością i dotknięty nią niezmiernie, kanclerz stał jak skamieniały.
Ten więc, który najwięcej pomagał Kazimierzowi, który wszystko to przygotował, pozyskał królową, ułatwił mu zjednanie stronników, on, został umyślnie zapomniany, i pominięty! Wistocie można było się czuć do żywego obrażonym takiem postępowaniem, a kanclerz nadto czuł